04. „Dlaczego to zrobiłaś?”

Elizabeth Hill's POV:
Z głębokiego, a także przyjemnego snu, obudził mnie telefon dzwoniący w irytujący sposób. Podniosłam ociężałe powieki i natychmiast skierowałam swój wzrok wraz z ciałem w stronę grającego urządzenia. Niechętnie wstałam z wygodnej pościeli i ruszyłam do komórki, a następnie chwyciłam ją i odebrałam, przerywając koszmarny dźwięk wpływający do mojego ucha.
- Tak? - jęknęłam niesłyszalnie i przytrzymując telefon ramieniem, ruszyłam do lustra zawieszonego w wyłożonej kremowymi płytkami łazience. 
- Mam dla was zadanie - wybełkotał niewyraźnie do telefonu, dzięki czemu domyśliłam się, że dzwoni Sean, który nie przyjmuje jakiejkolwiek odmowy i słabych wymówek. - Musicie zabić pewnego faceta.
Sean był kimś kto zlecał nam zabójstwa nie wyjaśniając szczegółów i jeżeli poprawnie wykonałyśmy zadanie, otrzymywałyśmy pieniądze. Można było nazwać naszą umowę dobrze zorganizowaną firmą lub czymś podobnym, ponieważ było wmieszane w to wiele ludzi, którzy również znaleźli się w niezadowalającej sytuacji rodzinnej. Istnieli też tacy, których zwyczajnie zachwycało oglądanie czyjeś śmierci, lecz z ogromną dumną oznajmiam, że do nich nie należę.
- Sean - przeciągnęłam błagalnie jego imię, starając się choć trochę złagodzić jego nastrój. - Jesteśmy na wakacjach. Proszę - szepnęłam, straszliwie obawiając się jego reakcji. 
- Nie chcę tego słuchać - warknął, a w jego głosie mogłam niemal wyczuć pojawiający się grymas niezadowolenia na jego przerażającej i zapełnionej tatuażami twarzy. - Wyślę ci adres i zdjęcie, abyście mogły rozpoznać tego faceta. Powodzenia - powiedział stanowczo i nie chcąc słuchać dalszych próśb, rozłączył się nie pozostawiając mi nadziei na miło spędzony dzień wraz ze swoimi znajomymi.
Odłożyłam telefon na pasującą kolorem do wnętrza półkę umieszczoną pomiędzy zlewem, a prysznicem i ruszyłam w stronę wciąż śpiącej przyjaciółki w celu obudzenia jej. Z wolna wczołgałam się na jej łóżko, a w upływie kolejnej sekundy znalazłam się tuż nad jej ciałem.
- Wstawaj, mała dziwko - warknęłam wprost do jej ucha, dzięki czemu natychmiast podniosła się, a ja jednocześnie wróciłam do pozycji siedzącej, patrząc na nią z ogromnych złośliwym uśmiechem na ustach. - Nie chcę rozmawiać z tobą ani chwili dłużej, ale powinnam poinformować cię o tym, że dzisiaj wieczorem musimy kogoś zabić. 
Odetchnęłam głęboko, a następnie zassałam swoją dolną spierzchniętą wargę i skierowałam ciało w stronę walizki, schodząc z wygodnego łóżka Maggie. 
Nonszalancko zbliżyłam się do czarnej walizki znajdującej się w rogu pokoju tuż obok ogromnego okna zajmującego niemal całą ścianę i pochyliłam się, wyglądając przez szybę, aby sprawdzić jaka pogoda opanowała zazwyczaj słoneczną Kalifornie. Ujrzałam ogromne ilości szarych chmur wijących się na niebie, więc odpinając walizkę, wyciągnęłam z jej wnętrza czerwoną bluzę z dość dużym, białym napisem „The Midnight Beast”, a także zwyczajnie niebieskie, obcisłe rurki idealnie pasujące do moich kształtów i białą koszulkę, którą planowałam nałożyć pod czerwoną bluzę. Rozpięłam kolejną mniejszą kieszonkę i wyjęłam z niej czystą czarną bieliznę, będącą prezentem od mojego chłopaka; choć aktualnie jest moim byłym chłopakiem, którego nie mam zamiaru opłakiwać ani chwili dużej.
Ignorując słowa wypływające z ust Maggie, szybkim krokiem dotarłam do łazienki, a następnie solidnie zamknęłam drzwi na klucz. Ściągnąwszy nocne ciuchy ze swojego oziębłego ciała, weszłam pod kabinę prysznicową, a następnie odkręciłam gorącą wodę, chcąc poczuć strumienie spływające od czubka mojej głowy aż do stóp. Włożyłam palec pod spływającą wodę, aby sprawdzić czy jest wystarczająco ciepła i kiedy uświadomiłam sobie, że jej temperatura jest doskonała dla mojego ciała, natychmiast skierowałam na siebie prysznic, oddychając z ogromną ulgą przepełniającą całe moje ciało.
Chwyciłam truskawkowy szampon, stojący na półce obok mnie i dokładnie wtarłam go w swoje włosy, a następnie pozwoliłam aby woda zmyła go ze mnie, odchylając z wolna głowę w tył. W ułamku sekundy, sięgnęłam po swój ulubiony żel pod prysznic pachnący świeżymi kwiatami i rozpoczęłam wcieranie substancji w swoje ciało, rozkoszując się cudownym zapachem unoszącym się w powietrzu. Gdy moje ciało było odpowiednio czyste, powoli rozsunęłam drzwi od kabiny i natychmiast złapałam ręcznik wiszący niedaleko prysznica po czym pośpiesznie owinęłam się nim, wyskakując na wyłożoną płytkami podłogę. 
Stanęłam przed zaparowanym lustrem i przetarłam je ręką, chcąc zobaczyć swoją pachnącą czystością twarz. Nie odwróciwszy wzroku od lustra, sięgnęłam po suszarkę, a także podłączyłam ją do prądu, rozpoczynając suszenie kapiących wodą włosów.
Po kilkunastu minutach męczącej czynności, moje włosy wydawały się suche, a ja odetchnęłam, ogromnie ciesząc się chwilą odpoczynku, której zaznałam, siedząc w przepełnionej ciszą łazience. Odłożyłam suszarkę na półkę znajdującą się obok zlewu i pochyliłam się, podnosząc z podłogi wcześniej przygotowaną bieliznę. Odwiązałam ręcznik i zrzuciłam go z siebie, ostrożnie wsuwając na swoje ciało koronkowe majtki, a następnie dobrze dopasowany stanik. 
Chwilę później, w moich rękach znalazła się biała koszulka, którą przeciągnęłam poprzez głowę przez co moje włosy stały się bardziej niechlujne niż przedtem. Następnie wsunęłam na siebie czerwoną bluzę i nie chcąc spojrzeć w odbicie znajdujące się w lustrze, wcisnęłam niebieskie, obcisłe rurki na swoje nogi i opuściłam ukochane przez siebie pomieszczenie, będąc w pełni ubrana. 
Dostrzegłam Maggie, która po wczorajszej nocy wciąż leżała w łóżku, lecz na jej twarzy rozprzestrzeniał się coraz większy uśmiech. Kompletnie nie mając ochoty na rozmowę z nią, rzuciłam się na swoje niepościelone łóżko i rozpoczęłam oglądanie nie wyglądającego źle serialu, który aktualnie emitowany był na kanale wybranym przez moją odprężającą się przyjaciółkę.
Podchodząc do swojej ulubionej czarnej, idealnego rozmiaru torby, złapałam ją w dłoń, a następnie zbliżyłam ciało do drzwi łazienki, aby lepiej skontaktować się z Maggie przygotowującą się do wspólnie spędzonego wieczoru. Choć niestety nasze wakacyjne plany zostały całkowicie zniszczone, a także podeptane przez Seana, którego zdecydowanie należy nazywać „Pogromcą marzeń”.
- Magg, pośpiesz się! - krzyknęłam przez drewniane drzwi prowadzące do pomieszczenia, w którym przebywała moja przyjaciółka, a w ułamku kolejnej chwili odeszłam, podchodząc dostojnie do wyglądającej niemal jak moja walizki Maggie.
Pośpiesznie rozsunęłam suwak i zaczęłam przekopywać pełną ciuchów torbę przyjaciółki, starając się nie zrobić jakiegokolwiek bałaganu. Nareszcie wygrzebałam mniejszą torebeczkę, która tym razem była w kolorze białym, a następnie wyciągnęłam z niej dwie sztuki idealnie lśniących noży, pozostawiając pustkę w białym materiałowym opakowaniu. Ułożyłam wszystko na swoje miejsce w walizce, a ostre narzędzia schowałam do czarnej torby wiszącej na moim ramieniu. Złapałam głęboki oddech, próbując uwolnić swój umysł od zbędnych myśli, a następnie uniosłam wzrok, jednocześnie dostrzegając przede mną w pełni przygotowaną, a zarazem dobrze wyglądającą przyjaciółkę.
- Daj mi chwilę - wymamrotałam jednym tchem i ostrożnie zassałam dolną, wilgotną wargę, odwracając ciało w kierunku wciąż niepościelonego łóżka. Postawiłam krok w jego stronę i nie wahając się, chwyciłam koszulkę leżącą na środku rozrzuconych pościeli, a następnie łagodnie wsunęłam ją do środka swojej torby, bez słowa kierując się do drzwi znajdujących się w kremowym korytarzu należącym do naszego pokoju.  
- Nie jesteś już zła, Rose? - Usłyszałam skrzeczący głos przyjaciółki tuż nad swoim uchem, co spowodowało, że uświadomiłam sobie, iż postanowiła dotrzymać mi kroku i ruszyć zaraz za mną.
- Nie, Maggie - westchnęłam, będąc zupełnie wyczerpana otaczającym mnie światem.
Ułożyłam ręce na zimnej, metalowej klamce po czym pociągnęłam ją powoli w dół, otwierając drzwi prowadzące do popielatego korytarza. Zrobiłam szybki krok do przodu, całkowicie opuszczając pomieszczenie zwane także naszym pokojem. Słysząc za sobą towarzyszące mi kroki Maggie, weszłam w obszar należący do schodów budynku, a następnie rozpoczęłam pośpieszne schodzenie w dół kilku pięter, obserwując pozbawione koloru otaczające mnie ściany. 
- Ellie, wszystko dobrze? - zapytała niespokojnie Maggie, kiedy po długiej, a także męczącej drodze znalazłyśmy się w pobliżu zachwycającego wejścia do hotelu.
- Nie mów do mnie „Ellie” - warknęłam, a każde z moich słów było przesączone ogromną ilością jadu. - Jestem Rose, nie Ellie i także nie nazywaj mnie Elizabeth, nienawidzę swojego pełnego imienia, a ty wspaniale o tym wiesz - wymamrotałam nieco spokojniej i pchnęłam ogromne, szklane drzwi prowadzące do równie urzekającej ścieżki otoczonej godnymi podziwu, różnokolorowymi kwiatami znajdującej się przed wejściem do hotelu.
Znienawidzony przeze mnie ojciec zdrabniał moje pełne imię, dzięki czemu powstał pseudonim „Ellie” i było to powodem, dla którego nienawidziłam, gdy ktokolwiek nazywał mnie właśnie w ten obrzydliwe słodki sposób. 
Wraz z Maggie bez dłuższego zastanowienia opuściłyśmy nasze aktualne miejsce zamieszkania. Blondynka pochłonięta była podziwianiem fenomenalnych kalifornijskich krajobrazów, natomiast ja wysunęłam telefon z kieszeni spodni i sprawdziłam wiadomość tekstową, w której Sean podał adres wraz ze wskazówkami, a także zdjęciem miejsca, które było naszym dzisiejszym celem. W kolejnej wiadomości znajdowała się fotografia mężczyzny, który najwyraźniej był człowiekiem będącym zmuszonym do pożegnania się ze swoim dotychczasowym życiem. Całkowicie zapamiętując jego rysy twarzy, wsunęłam telefon z powrotem do drobnej kieszeni, która znajdowała się w moich spodniach, a następnie zaczęłam przyglądać się przyjaciółce, która od dłuższego czasu także wpatrywała się w moją twarz. Jej wzrok skierowany na mnie był palący, dosłownie jakby próbowała przejrzeć moją duszę, lecz myślę, że z ogromnym niepowodzeniem. 
Uważnie przypominając sobie w myślach użyteczne wskazówki Seana, skierowałam nas w stronę z pozoru niedużego, lecz jednocześnie przerażającego lasu. Słońce już dawno zdążyło zajść, ponieważ z wolna wybijała godzina 21:00. Otaczająca nas przestrzeń była niezbyt widoczna, a cienie rzucone poprzez korony drzew znajdowały się na leśnej drodze wyłożonej asfaltem, przez którą aktualnie przechodziłyśmy. 
Normalni ludzie prawdopodobnie kilkanaście minut temu zawróciliby i czym prędzej opuścili te mrożące krew w żyłach miejsce. Z ogromną przyjemnością, także zrobiłabym to samo i pozostawiła Maggie przez wszystko, co zrobiła ostatniej nocy, lecz jestem zbyt odpowiedzialna i nie byłabym w stanie zostawić ją w lesie o tak późnej porze. W dodatku dzisiaj nadeszła moja kolej na odebranie czyjegoś życia, dlatego pod żadnym pozorem nie mogę się wycofać. 
Mimowolnie poprzez moje myśli w każdej sekundzie przechodził temat o Justinie. Doprawdy nie miałam pojęcia w jaki sposób myśleć o wszystkich rzeczach, które wyznał mi wczorajszego wieczoru. „Być może jesteś w stosunku do niego zbyt nieuprzejma. Spójrz na siebie, niemal zniszczyłaś jego życie, bo zwyczajnie mu zazdrościsz.” Odezwała się moja podświadomość, lecz oczywiście natychmiast uciszyłam ją, próbując zupełnie odepchnąć od siebie jakiekolwiek myśli związane z brunetem o hipnotyzujących miodowych oczach.
- Naprawdę nie chcę tego robić – szepnęłam niespodziewanie, a następnie odwróciłam wzrok w stronę tańczących wraz z wiatrem drzew. – Boję się. Co jeśli o wszystkim dowie się policja?
- Daj spokój, Rose - Niemal natychmiast zostałam uciszona poprzez swoją przyjaciółkę. – Dobrze wiesz o tym, że Sean nad wszystkim panuje i nie musisz martwić się o to, że ktokolwiek z gangu trafi do więzienia.
Łagodnie wzdrygnęłam się, słysząc słowo „gang” wychodzące z ust Maggie. Doprawdy nienawidziłam nazywać swojej pracy „należeniem do gangu”. Wciąż łudziłam się, że nasza drobna umowa jest krótkotrwałym sposobem na życie, z którym niedługo zakończę. „Jesteś gangsterką, Elizabeth” W moich myślach ponownie zabrzmiał głos, którego wręcz nienawidziłam, choć w tym momencie wspaniale wiedziałam, że jestem zmuszona do przyznania racji swojej nieupilnowanej świadomości.
- W porządku, Maggie - Delikatnie odgarnęłam swoje włosy leżące na ramionach w tył i odetchnęłam, rozkoszując się zapachem lasu unoszącym się w powietrzu. - Wydaję mi się, że jesteśmy na miejscu - Zmarszczyłam perfekcyjnie wyregulowane, ciemne brwi i przeniosłam wzrok na obskurny, opuszczony budynek znajdujący się po prawej stronie leśnej drogi. 
Z przerażeniem oblizałam spierzchnięte wargi, a następnie zsunęłam torebkę ze swojego ramienia i podałam ją przyjaciółce, zaciskając powieki poprzez ogromny strach opanowujący moje ciało. Chwyciłam skrawki swojej czerwonej bluzy i przeciągnęłam ją przez głowę, także oddając ją w ręce przyjaciółki. Po raz kolejny wzięłam głęboki oddech i schowałam oklapnięte kosmyki włosów za uszy. W ułamku kolejnej sekundy, złapałam za idealnie naostrzony nóż, który Maggie wysunęła do mnie i ścisnęłam go solidnie w dłoni. 
- Sprawdzaj czy na pewno tutaj nikogo nie ma - Z moich ust wydobyło się krótkie, zaostrzone rozkazującym tonem zdanie. 
- Powodzenia, skarbie - Usłyszałam za sobą drwiący głos Maggie, który bez wątpienia wyprowadził mnie z równowagi, lecz starając się uspokoić, odpuściłam zbędną kłótnie i postawiłam kilka kroków do przodu, zaciskając uścisk wokół uchwytu noża.
- Dziękuję, dziwko - warknęłam podle, nie będąc w stanie powstrzymać swoich czynów i znajdując się przed zniszczonymi drzwiami wykonanymi z materiału, którego poprzez ciemność nie mogłam określić, mocno ugryzłam dolną wargę, pragnąc, aby wszystkie dotychczasowe myśli opuściły mój umysł.
Z czystym umysłem, pchnęłam drzwi, dostrzegając mężczyznę, który pośpiesznie pakował resztki rzeczy, które najwyraźniej przechowywał w straszliwie zniszczonym magazynie. Pokręciłam drwiąco głową, jednocześnie śmiejąc się dość donośnie, aby mężczyzna usłyszał dźwięki wydobywające się z moich ust. Odwrócił się z przerażeniem w moją stronę i zrzucił wszystkie rzeczy, które dotychczas znajdowały się w jego rękach, dostrzegając nóż zaciśnięty w mojej dłoni.
W moich oczach pojawiła się odrobina łez, kiedy spostrzegłam oświetloną poprzez światło księżyca twarz człowieka, który zaczął łkać, błagając o minimalną ilość litości. Zacisnęłam wargi i spojrzałam w górę, a następnie odetchnęłam z wielką siłą, ponownie oczyszczając swój umysł z współczujących myśli.
- Przepraszam - szepnęłam niemal niesłyszalnie i nonszalancko zbliżyłam się do człowieka, który poprzez chwilę mojej nieuwagi zdążył już umieścić swoje ciało na ziemi i skulić się w niedużą kulkę. - Po prostu wykonuję swoją pracę.
Niespodziewanie podniósł się z zimnego, a także betonowego podłoża i skierował się w stronę ściany znajdującej się na przeciwko mnie. Prędko pobiegłam za nim, doskonale wiedząc, że istnieją nikłe szanse na to, aby wydostał się z tego koszmarnego miejsca. Ścisnęłam nóż w swojej dłoni i znajdując się tuż za nim, wbiłam ostrze w środek jego pleców, patrząc jak jego kościste ciało opada bezwładnie na ziemie. Z jego ust wciąż wypływały niespójne wyrazy, lecz doskonale wiedziałam, że już nigdy więcej nie podniesie się z tej ziemi i prawdopodobnie za kilkanaście sekund skończą się jego męki.
„Zabiłaś go! Gratuluję. Prawdopodobnie jesteś z siebie dumna.” W moim umyśle ponownie zabrała głos nieproszona podświadomość, którą aktualnie także chciałam zabić, aby już na zawsze zamilkła. Doprawdy nie znoszę swojej pracy. Moim najskrytszym marzeniem jest skończenie z całym koszmarem i powrót do zwyczajnego życia nastolatki, której jedynym problemem są nieukładające się włosy.
Oderwałam się od jakichkolwiek myśli, kiedy na zewnątrz usłyszałam skrzeczący, a także specyficzny głos Maggie. Mogłabym rozpoznać i usłyszeć go dosłownie w każdym miejscu na ziemi. Z niepokojem, opuściłam obskurny budynek, szukając wzrokiem blondynki o drobnej posturze. 
Justin Bieber's POV:
Na dworze mimo tego, że nie było bardzo późno panowała przerażająca ciemność. Miałem na sobie jedynie zwykłą białą koszulkę oraz zapinaną ciemną bluzę z kapturem, który w tej chwili narzucony był na moją głowę. Przez chwilę straciłem z oczu dziewczyny, ale nie twierdziłem, że to coś złego. Było zimno, więc już od kilku minut zacząłem zastanawiać się czy nie wrócić do hotelu.
Odwróciłem się skupiając całą uwagę na drodze powrotnej do domu. Chciałem zrobić to jak najciszej lecz niestety idąc poboczem asfaltowej drogi przewróciłem się o konar drzewa wystający z ziemi. Wystraszony podniosłem się szybko, chcąc odejść stąd jak najdalej.
- Co tu robisz, pieprzony skurwielu? - Nagle jakby z ziemi wyrosła przede mną dziewczyna. Przestraszyłem się, ponieważ nie widziałem jej dopóki naszych twarzy nie dzieliły minimetry. - Justin? To ty! - Zaśmiała się donośnie.
- Przepraszam, ale nie mam pojęcia co jest w tym zabawnego - Podniosłem wzrok, równając go z jej.
- Nie wiem jak odważny musisz być, aby po tym wszystkim co cię tutaj spotkało śledzić nas i to tak nieuważnie - krzyczała, a ja miałem czas, żeby się jej przyjrzeć. Mimo ciemności zauważyłem, że to Maggie.
- Śledzić? Dziewczyno o czym ty mówisz? - Starałem się nie podnosić głosu, choć było to bardzo trudne.
Dziewczyna lewą dłoń zaciskała na ciemnej tkaninie, której miałem na sobie, a prawą oplatała wokół czarnej rączki srebrnego noża.
- Oczywiście, masz coś jeszcze do powiedzenia? - Nie ukrywając, strach przechodził przez moje ciało nieustannie. - Tak myślałam - powiedziała, a po chwili ułożyła usta w przerażającym uśmiechu. - Myślę, że Rose nie chciałaby przegapić tak zabawnego widowiska, ale jestem pewna, że sama się świetnie bawi.
Podniosła prawą rękę, a ostrze zalśniło przez krótki moment, dzięki nikłemu światłu latarni oddalonej od nas o kilka metrów. Obawiałem się tego co zrobi za chwilę, ale raczej nic dobrego wyjść z tego już nie mogło. Zacisnąłem mocno oczy, a z moich ust wydobył się krzyk, kiedy dziewczyna przecięła moje przedramię wraz z bluzą, która je okrywała.
- Cholera - syknąłem głośno, przyciskając palcami prawej dłoni ranę.

- Boże, zawsze wiedziałam, że jesteś mięczakiem, ale aż takim?
Niespodziewanie usłyszałem kroki. Zacząłem modlić się, aby należały one do osoby, która uratuje moje życie.
- Co ty wyprawiasz? - wrzasnął znajomy głos, nadzieja podpowiadała mi, że krzyczy na Maggie. Ból nie ustępował, gdy siedziałem skulony na ziemi,opierając się o drzewo w pobliżu leśnej drogi, a moje powieki nadal były mocno zaciśnięte.
- To nasz kolega, Justin! - Drwiący głos odbijał się w mojej głowie.
- Co ty mu zrobiłaś? Cholera, jesteś tak głupia, Magg - Dwa damskie głosy toczyły ze sobą walkę niedaleko mnie, lecz z nieznanych mi do tej pory przyczyn brzmiały one jakby dobiegały z bardzo daleka. Z mojej ręki kapała ciepła, czerwona ciecz, która spadając na drogę rozpryskiwała się.
- Jesteś popieprzona! - Udało mi się znów usłyszeć.
- Ja? Słyszysz siebie? Przecież on nas śledził i już od dawna zachowywał się jak palant!
- Wiesz co, Magg? Spieprzaj stąd. Sama sobie poradzę - Słowa brzmiały teraz trochę spokojniej, chociaż dziewczyna nadal była oburzona i ciężko oddychała.
- Naprawdę? Nieważne, tak czy inaczej miałam zamiar po prostu stąd odejść - Jedyne, co później mogłem usłyszeć to stłumione oddalające się kroki.
- Czekaj, stój!
- Czego jeszcze ode mnie chcesz? - Dziewczyna chyba się zatrzymała.
- Oddaj moją torebkę i bluzę - Znów mogłem usłyszeć zbliżający się stukot, żeby za chwilę ponownie mógł się oddalić.
- Baw się dobrze ze swoim frajerem! - wrzasnęła jeszcze dziewczyna, aby po chwili odgłos uderzania butów ucichł całkowicie.
Po chwili poczułem na twarzy łagodny, chociaż nadal nierówny miętowy oddech.
- J-Justin, czy ona mocno cię zraniła? - Jej głos był teraz jeszcze bardziej spokojny, rozchyliłem powoli powieki, a przede mną ukazał się słaby zarys jakiejś postaci.
- Nie wiem - powiedziałem cicho.
- Pokaż mi to - Dziewczyna delikatnie ściągnęła moją dłoń z ręki i syknęła głośno na widok najprawdopodobniej przeciętej ręki.
- Naprawdę wygląda to aż tak źle? - spytałem, mrużąc oczy, ponieważ chciałem dowiedzieć się kim była dziewczyna klęcząca przede mną.
- Nie, po prostu musimy coś z tym szybko zrobić - W tym momencie zorientowałem się, że tą osobą była Rose. - Zamknij oczy - powiedziała pewnie.
- Co? Ale dlaczego? - Zdezorientowanie buzowało mojej w krwi.
- Obiecuję, że nic ci nie zrobię. Po prostu je zamknij, dobrze?
Przymknąłem lekko powieki. Naprawdę nie chodziło o to, że nie ufałem Rose. Po prostu po tym, co zrobiła Maggie, mogłem spodziewać się wszystkiego. 

Rose rozejrzała się uważnie, po czym wyciągnęła błyszczący przedmiot z kieszeni bluzy i wsadziła go do torebki. Usłyszałem tylko głuchy brzdęk metalu. Wzdrygnąłem się łagodnie na pochwycony przez moje uszy dźwięk, wiedząc, co sprawiło, że mogłem go usłyszeć. Dziewczyna odłożyła torebkę na pień drzewa stojący niedaleko.
- Justin, nie podglądasz, prawda? - Usłyszałem cichy, niepewny damski głos.
- Oh, nie. Oczywiście, że nie - mruknąłem.
- Dziękuję.
Brunetka chwyciła za dolne rogi swojej koszulki i pociągnęła je w górę, ukazując swój idealnie płaski brzuch. Po chwili mogłem dostrzec również ciemny, koronkowy stanik. Zrzuciła koszulkę na ziemię, aby szybko chwycić drugą, którą wyciągnęła z torebki. Włożyła najpierw ją, a następnie z powrotem założyła swoje czerwone okrycie.
- Możesz już otworzyć oczy - mruknęła cicho.
Przełknąłem głośno ślinę, nie mogąc wymazać z pamięci obrazów, które nadal wyraźnie znajdowały się przed moimi oczami.
- Poczekaj chwilę - szepnęła, rozdzierając koszulkę, którą z siebie ściągnęła.
- Zaraz. Co ty robisz? - zapytałem niespokojnie.
- Musimy to jakoś opatrzyć.
Nachyliła się nade mną, a po chwili zaczęła ściągać moją bluzę. Uniosłem się delikatnie, aby było jej prościej, a po chwili ciemne oraz dające ciepło okrycie leżało na ziemi przy mojej nodze. Dziewczyna sięgnęła po jeden ze skrawków porozrywanej koszulki i zaczęła obwiązywać nią moją rękę.
- Musisz robić to tak mocno? - zapytałem między jękami bólu.
- To dla twojego dobra, więc lepiej się zamknij - powiedziała cicho, kontynuując czynność wykonywaną wcześniej. - Skończyłam - uśmiechnęła się dumnie.
- Naprawdę, nie wiem jak ci dziękować - Posłałem jej słaby uśmiech, na co ona odpowiedziała szybko.
- Pamiętaj, Justin. Zrobiłam to tylko dlatego, że nie lubię krzywdzić ludzi. To nie znaczy, że cię polubiłam - Wstała i zaczęła otrzepywać spodnie.
Podeszła do torebki, po chwili przewieszając ją sobie przez ramię.
- Jeśli chcesz wyjść z tego cholernego lasu, lepiej chodź za mną - powiedziała, nawet się nie odwracając.
Wstałem z wolna poprzez stłumiony ból, który czułem przez lekkie pulsowanie ręki. Podszedłem do Rose, abyśmy po chwili mogli ruszyć na powolny spacer do domu.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Niespodziewane pytanie wymsknęło się z moich ust.
- Ale co? - Zdezorientowany wzrok brunetki skierowany był na mnie.
- Pomogłaś mi. Wiem, że to nie tylko z powodu niechęci do krzywdzenia ludzi. W końcu nie tylko wyprowadzasz mnie z tego lasu, ale też opatrzyłaś moje ramię - Rzuciłem delikatne spojrzenie na zaczerwieniony już kawałek materiału.
- Justin, proszę to nie jest czas na takie rozmowy, może kiedy indziej.
- Jasne - spojrzałem ponownie w dół.
Niebo było już całkiem ciemne choć nie widniała na nim ani jedna gwiazda. Powoli wychodziliśmy już z porośniętego drzewami miejsca.
- Justin, czy ty nas naprawdę śledziłeś? - Brązowooka wyrwała mnie z zamyśleń swoim cichym głosem.
- Tak - powiedziałem pewnie.
- Dlaczego? Co ci strzeliło do głowy? - Dziewczyna była wściekła, co mnie nie zdziwiło.
- Zauważyłem was kiedy nudziłem się w pokoju, wyglądałaś na zmartwioną, więc postanowiłem iść za wami - Wzruszyłem ramionami.
- Pieprzony idiota - wzdrygnąłem się lekko, kiedy wypowiedziała te słowa i ruszyła przede mnie.
Mogłem ujrzeć już światła docierające z naszego hotelu, przyspieszyłem trochę, aby prędzej być wewnątrz. Weszliśmy razem do środka, a przed nami ukazały się dwie męskie sylwetki siedzące na kanapie znajdującej się w lobby hotelu. Nie miałem pojęcia kim byli, chciałem jak najszybciej znaleźć się w swoi pokoju.
- Od kiedy nasza mała Rose zadaje się z takimi frajerami? - Zaśmiał się jeden z nich.
Zignorowałem to, ponieważ codziennie słyszałem tysiące takich samych, albo gorszych uwag.
- Wcale się z nim nie trzymam, po prostu znalazłam go leżącego na ziemi. Pewnie znów ktoś go pobił. Ciekawe jak to jest być takim mięczakiem - Dziewczyna rzuciła się na kanapę, a jej włosy podskoczyły, aby znów ponownie opaść na ramiona.
- Co powiedziałaś? Justin, wdałeś się w bójkę? Powinieneś bardziej uważać - Do pomieszczenia wszedł opiekun - Nie sądzisz, że Rose zasłużyła sobie na podziękowania?
- Mhm. Dziękuję, Rose - Odwróciłem się po czym szybko wbiegłem na górę, aby znaleźć się w pomieszczeniu, które nazywane było moim pokojem.
Więc myślę, że po przeczytaniu tego rozdziału, dowiedzieliście się nieco więcej o Rose. Nareszcie wydarzyło się coś, co można nazwać choć chwilową dramą. 

Jesteśmy naprawdę podekscytowane kolejnymi pomysłami, które prawdopodobnie również was zachwycą. 
Jak widzicie zrobiłam nowy szablon i mam nadzieję, że nie macie już problemów z czytaniem.
Każdy komentarz naprawdę wiele dla nas znaczy.
I byłoby wspaniale, gdyby pod dzisiejszym rozdziałem znalazło się równie dużo komentarzy.
Przysięgam, że tym razem rozdział będzie szybciej.
❤ Kochamy was, dziękujemy i do następnego rozdziału!